miraż miraż
394
BLOG

List do Amy Winehouse

miraż miraż Rozmaitości Obserwuj notkę 3

Amy, już Cię tu nie ma, więc piszę ten list do całego świata, bo głęboko wierzę, że wciąż jesteś jego częścią, a śmierć to złudzenie. I wysyłam go, niczym lampion puszczony na rzece, niczym wiadomość w butelce wrzuconej do morza, w nadziei że kiedyś go przeczytasz. Przeczytasz, będąc już kim innym a jednak wciąż sobą.

W kilka dni po tym jak umarłaś przeglądałem Twoje zdjęcia w sieci. Zrobione przez paparazzich i przeważnie takie, na których wyglądałaś już bardzo źle. Znalazłem składankę, osiem zdjęć zestawionych w prostokąt 2x4, z Twoją twarzą. Twarzą umęczoną i wychudzoną. Odrętwiałą i półprzytomną. Widziałem Twoją śliczną buzię z wywróconymi oczami, brudną, z rozmazanym makijażem, popsutymi zębami. Wykrzywioną grymasem cierpienia, którego nie sposób już znieść, cierpienia wpychającego w szaleństwo i bezbrzeżną samotność.

Przyłożyłem dłoń do ekranu komputera, do Twoich zdjęć, najdelikatniej jak umiałem. W głębokim wzruszeniu i współczuciu położyłem dłoń na Twojej twarzy.

I wtedy przypomniałem sobie. Przypomniałem sobie, że kiedyś, dawno temu, miałem taką twarz jak Twoja, Amy. Gdy byłem dziesięcioletnim chłopcem, który załamał się pod ciężarem życia. Chłopcem bitym. Chłopcem maltretowanym. Wyśmiewanym, zawstydzanym i wyszydzanym. Chłopcem którego seksualność splugawiono. Chłopcem zdradzonym przez rodziców i innych dorosłych. Otoczonym przez najczarniejszy mrok samotności. Chłopcem, który myślał że jest dziwolągiem, i tak bardzo, bardzo wstydził się siebie, że jego twarz – moja twarz, była jednym wielkim rozedrganym splotem min, tików, nerwów i masek, za którymi zmaltretowane dziecko usiłowało ukryć się przed światem. Przez lata wstydziłem się mej twarzy i już jako dorosły mężczyzna nienawidziłem zdjęć za to, że ukazywały prawdę o mnie, której nie umiałem unieść.

W tamtej chwili ujrzałem mnie samego w Tobie i Ciebie we mnie. Twój duch, wyzwolony z okowów cielesnego życia i mój duch, stawiający czoła przeszłości tu na Ziemi, w ludzkim ciele, w rytmie czasu i materii – połączyły się. Twoja twarz jest moją twarzą, Twoje cierpienie jest moim cierpieniem, Twoje życie – moim życiem. Ogarnęło mnie głębokie współczucie i zrozumienie dla mojego straszliwego losu i dla tego kim byłem. Przebaczyłem sobie. Poczułem, że wtedy, w tych strasznych latach, nie byłem sam. Że byliśmy tam razem.

Dziękuję Ci za to Amy.

Myślę o tym dlaczego ja żyję a Ty umarłaś. Chyba tylko dlatego, że dziecko potrafi czasem znieść więcej niż dorosły. Nie brałem narkotyków. A potem udało mi się kosztem ogromnej pracy, i dzięki pomocy mądrych, dobrych ludzi, stopniowo stawić czoła przeszłości. Odnaleźć w moim sercu kłamstwa zasiane przez katów i krzywdzicieli i wyrwać je stamtąd aż po najgłębsze korzenie.

Amy, piękna żydowska dziewczyno, o wrażliwej buzi, o ciele niczym misa wypełniona wonnymi owocami, o duszy szukającej tego co ponad i poza. Może wokół Ciebie zabrakło tej jednej osoby, która rozumiałaby dlaczego sięgasz po zapomnienie. Zobaczyłaby ból, od którego chciałaś uciec. Pomogłaby Ci stawić mu czoła, póki jeszcze pułapka uzależnienia się nie zatrzasnęła, póki nie zapomniałaś o sobie samej. A nade wszystko kogoś, kto umiałby Cię mądrze kochać.

A może taki ktoś był lecz Ty już nie miałaś sił szukać pomocy.

Dziś, gdy odeszłaś w cierpieniu, wyniszczając samą siebie, chcę byś wiedziała, że Twoja męka na oczach całego świata i Twoja śmierć były czymś cennym i ważnym. Jak ziarno, jak niewinna łza, która w baśniach pada na ziemię i daje początek nowemu życiu, tak Twój los ożywił moją duszę i zabliźnił jedną z ran.

Na zawsze pozostaniesz we mnie Amy. Do zobaczenia...

miraż
O mnie miraż

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości